Przepis na biedę

Przepis na biedę

Będąc wolontariuszem w Szlachetnej Paczce słyszę różne historie które sprawiły, że dana rodzina znajduje się w takiej, a nie innej sytuacji. Cały program został stworzony do mądrego walczenia z biedą.

Mechanizmów biedy jest wiele, czasami jest to po postu nieszczęście (wypadek, pożar), czasami trudna sytuacja związana z niepełnosprawnością w rodzinie i niemożnością podjęcia pracy, często choroba.

Jednak są przypadki, gdy słyszysz daną historię i nie możesz uwierzyć, że tyle nieszczęść na raz może spać na jednego człowieka – niestety, często jest to winna jego samego, nieostrożności, naiwności i łatwowierności. Tak było z Panią Zofią*.

Pani Zofia wiodła spokojne życie, pracowała w służbie zdrowia, prowadziła sekretariat i była prawą ręką ordynatora. Z mężem układało im się dobrze – wyjechali nawet wspólnie za granicę, by zarobić na działkę i wymarzony dom. Pani Zofia podszkoliła się w angielskim, aby móc się swobodnie porozumiewać. Wrócili i zrealizowali swoje marzenie – nie mieli dzieci – ale nie to było najważniejsze.

Pani Zofia przeszła wcześniej na emeryturę (w wieku 55 lat). Dostawała 1050 zł na rękę, gdzieś sobie dorobiła, mieszkała we własnym domu, więc było super… Do czasu, kiedy do domu zaczęli pukać wierzyciele. Okazało się, że jej mąż narobił potężnych długów (wpadł w hazard), miał też biznes, który nie wypalił – o czym ona zupełnie nie wiedziała.

Z natury osoba bardzo spokojna, Pani Zofia nie myślała o niczym innym tylko o tym, żeby mieć spokój, sprzedała więc dom z działką, pokryła długi męża, a sama przeprowadziła się do wynajętego mieszkania. W swojej historii nie wspomina już o mężu. Gdy zapytałam, co się z nim stało – nie chciała o nim mówić.

Ze sprzedaży działki i pokrycia długów zostało jej jakieś 15 000 zł, na początku wynajmowała całe mieszkanie, ale pieniądze szybko się kończyły, więc rozejrzała się później za pokojem dla siebie. W tym samy czasie koleżanka, z którą pracowała blisko 15 lat, wpadła w tarapaty finansowe i wzięła kredyt, który Pani Zofia podżyrowała. Ufała przecież znajomej, więc co złego mogło się wydarzyć?

Pani Zofia dorabiała sobie pracując w ogrodzie lub zajmując się starszymi osobami. Niestety, okazało się, że koleżanka nie spłacała swoich zobowiązań i wyjechała za granicę, a na emeryturę Pani Zofii wszedł komornik. I zamiast otrzymywać 1050 zł, otrzymuje jedynie 720 zł, z czego 500 zł musi zapłacić za pokój, który wynajmuje. Kurczowa trzyma się teraz swojej pracy – w końcu bez niej nie przeżyje.

Psuje jej się telewizor. Jest to jedna z odskoczni i sposób na spędzanie czasu, żeby nie myśleć o swojej sytuacji. Znalazła osobę, która sprzeda jej używany telewizor za 300 zł. Nie mając przy sobie takiej kwoty, Pani Zofia postanawia pożyczyć w „szybkich pożyczkach”. Ponieważ miała komornika na emeryturze, żaden bank nie udzieliłby jej pożyczki, zgłosiła się więc do nich. Przecież pracuje, to odda za miesiąc, no może trochę więcej niż pożyczyła, ale będzie miała swój telewizor.

Taki scenariusz jednak się nie dzieje. Pani Zofia traci pracę, zanim znajduje następną, dług rośnie i zamiast do spłacenia mieć 350 zł, musi spłacić 930 zł.

Opowiadając tę historię, Pani Zofia wiele razy płacze, między wierszami wspomina nam o depresji i próbie samobójczej. Mówi, że musiała nauczyć się prosić… o jedzenie, że to było najgorsze – schować dumę do kieszeni i po prostu poprosić; czuła się z tym bardzo źle, ale musiała.

Dziś Pani Zofia ma 67 lat, pracuje na czarno, bo jeżeli ktoś zatrudniłby ją legalnie, to komornik zabrałby wszystko. Zostało tam jeszcze jakieś 5 – 6 tysięcy zł do spłaty. Na co dzień opiekuję się parą ponad 90 letnich seniorów. Gotuje dla nich, sprząta. Mówi, że bardzo lubi tę pracę, bo starszy Pan chwali ją za to, że robi dobre obiady, jest doceniana. Pani Zofia wie też, że może w każdej chwili ją stracić, więc drży o każdy dzień. Dodatkowo dokucza jej kręgosłup – często nie ma pieniędzy, by wykupić leki przeciwbólowe.

Na samym końcu wywiadu, kiedy pada pytanie o potrzeby, Pan Zofia wymienia podstawowe rzeczy: żywność, środki czystości i kurtkę na zimę, bo ma wiosenną i musi zakładać pod nią dużo swetrów. Dziękuje nam za rozmowę i chwali nas, wolontariuszy, że chcemy poświęcać czas „takim jak ona”. Przytulamy ją na koniec i mówimy, że te święta będą inne. Później siedzimy z drugim wolontariuszem w ciszy. Każdy ze swoimi myślami i wnioskami. To była kobieta, która walczy o każdy dzień.

Po powrocie do domu zaczęłam „na chłodno” analizować sytuację Pani Zofii i doszłam do jednego wniosku: większość problemów w jej życiu wzięła się z niewiedzy finansowej. Zaczynając od początku:

  • czy wiedziała, że jeżeli popracuje 5 lat dłużej dostanie wyższą emeryturę?
  • czy musiała spłacać dług męża?
  • jeżeli już to zrobiła – czy przeliczyła, na ile jej starczy pieniędzy? Może dobrze było od razu wynająć pokój?
  • po takich doświadczeniach z mężem, dlaczego podżyrowała koleżance kredyt, czy wiedziała z czym się to wiąże? Czy wiedziała, że jeżeli koleżanka przestanie spłacać raty, to ona musi je spłacić wraz z odsetkami, które narosły?
  • czy nie mogła sobie powoli odłożyć na telewizor i kupić go za swoje pieniądze, a nie pożyczać w „chwilówkach”?
  • czy wiedziała, jak się liczy odsetki od szybkich pożyczek…

 

Pytań jest wiele, na pewno na wszystkie z nich nie poznamy odpowiedzi. Historia Pani Zofii pokazuje, jak bardzo potrzebna jest edukacja finansowa i podejmowanie w życiu świadomych wyborów. Wiele decyzji finansowych nie pozostaje bez echa przez całe nasze życie. Finanse rzucają cień lub słońce na wszystko.

Pytań jest mnóstwo – my widzimy obraz końcowy. Pewnie łatwo jest nam też mówić, bo nie wiemy, jak sami byśmy się zachowali w sytuacji Pani Zofii, uważam jednak, że wielu z tych problemów dałoby się uniknąć.

Trzymaj się ciepło

Edyta Zawistowska

*imię zostało zmienione