Moje rozmowy w taxi

 

Często jeżdżąc taksówką, staram się rozmawiać z kierowcą. Nierzadko udaje mi się nawet podszkolić mój angielski. W zależności od rozmówcy rozmowa schodzi na różne tematy. Dzisiaj wsiadłam do bardzo zadbanego i pachnącego auta. Kierowca był młodym Polakiem więc pochwaliłam go za czysty samochód. Spojrzałam na lusterko, machał się na nim różaniec. Spytałam od kogo go dostał:

– a skąd Pani wie, że go dostałem?

– domyśliłam się

– tak dostałem go od mojego ojca. Kupił mi go gdy byliśmy razem w górach. Jest Pan wierząca ?

– Staram się, być blisko.

– Ale tak wierzy Pani, czy tak nie bardzo?

– No wierzę

– Wie Pani bo ja się nawróciłem. Mam dopiero 22 lata, a już tyle przeżyłem. Byłem na dnie. Moje życie to było bagno, a Bóg mi pomógł, uzdrowił mnie.

– Opowie Pan coś więcej

– Mój przyjaciel z klubu, wie Pani bo ja jestem kibicem Legi, i to już taki starszy gość po 60-siątce, ale znamy się, lubimy. On do mnie mówi, że nie może patrzeć, jak ja się staczam, że marnuje sobie życie i że mnie zabierze do Częstochowy tam mi pomogą. No i ja z nim pojechałem. Tam była taka msza o uzdrowienie, zupełnie inna. Nie wiem co Pani widziała, i czy mi Pani uwierzy, ale tam naprawdę widać jak zło z dobrem walczy. Ten zły duch nie chce odpuścić. Ksiądz mnie wybrał z tego tłumu, modlił się nade mną i ja zemdlałem, ale to było takie świadome omdlenie, obudziłem się inny, lekki, jak nowo narodzony. Inaczej patrzę na życie, modlę się. Rozmawiam ze swoim rodzicami, przed tym to tydzień potrafiłem z nimi nie rozmawiać, nie wracałem do domu, tylko imprezy, kumple, używki. Teraz wróciłem do sportu, trenuję. Wszystko zaczęło się układać. Mam inne wartości w życiu. Tak mi dobrze jest teraz. Naprawdę Jezus mnie ocalił

– A co powiedział ten Pana przyjaciel, że chciał Pan z nim jechać od Częstochowy

– Powiedział, że mi tam pomogą, i że mu zależy na mnie. On sam był kiedyś gangsterem, ale się nawrócił. Jest naprawdę w porządku, jest dla mnie przykładem. Ja tam pojechałem tak z własnej woli, nikt mnie nie ciągnął tak jak kiedyś rodzice na msze w niedzielę. Ja chciałem tam być, dlatego myślę, że to tak zadziałało wszystko. Poddałem się temu. 

Rozmawialiśmy jeszcze o różnych trudnościach duchowych. Dojechałam do celu i musiałam wysiadać. Podziękowałam za rozmowę i powiedziałam:

– Powodzenia, z Bogiem

– Dziękuję z Bogiem